TRZY PO TRZY
MACIEJ KĘDZIERSKI
1. Inna twarz Damy Pik.
„Dama pikowa oznacza skrywaną nieżyczliwość” – Księga Wróżb cytowana przez A. Puszkina
W latach 70. na podstawie obszernych danych historycznych dotyczących wymierania gatunków Leigh Van Valen sformułował głośną teorię „ewolucyjnego wyścigu zbrojeń”, nazwaną od pewnej filozoficznej igraszki Lewisa Carolla Teorią Czerwonej Królowej.
Pragnę zaznaczyć, że nie chodzi tutaj o postać Królowej Kier z Alicji w Krainie Czarów (dla ludzi z mojego pokolenia ma ona twarz Burtonowskiej Heleny Bonham Carter), a o nieco inną monarchinię, którą odnaleźć można Po drugiej stronie lustra. Korzystając z prawa cytatu przypomnę, jak kończy się wielominutowy bieg Alicji i samej władczyni:
Alicja rozejrzała się zdumiona. „Jak to, przecież my chyba cały czas byłyśmy pod tym drzewem! Wszystko jest tak samo, jak było!”
„Oczywiście! – powiedziała Królowa. – A jak ma być?”
„No, bo w naszym kraju – rzekła Alicja, ciągle jeszcze trochę zadyszana – na ogół byłoby się gdzie indziej, gdyby się bardzo długo i prędko biegło, tak jak myśmy biegły.”
„To jakiś powolny kraj! – rzekła Królowa. – Bo widzisz, u nas trzeba biec z całą szybkością, na jaką ty w ogóle możesz się zdobyć, ażeby pozostać w tym samym miejscu. A gdybyś się chciała gdzie indziej dostać, musisz biec przynajmniej dwa razy szybciej.”
Za pomocą Teorii Czerwonej Królowej próbowano tłumaczyć między innymi ewolucyjny proces wyodrębniania się płci czy zasadność procesu starzenia. Jak to bywa z chwytliwymi teoriami i pięknymi metaforami ten hipotetyczny biologiczny mechanizm został już przetrawiony przez biznesowe portale, feministyczne konferencje czy podręczniki do pokera (sic!).
Rok 2003 to kolejna pocieszna teoryjka, tym razem Czerwonego Króla, podług której największe korzyści osiągają gatunki, które mają najdłuższy proces koewolucyjny. Cały tytuł pierwszego opracowania brzmi jakoś tak: „Teoria Czerwonego Króla, czyli najwolniejszy biegacz wygrywa wyścig”. Aż się prosi o jakieś analizy teologiczne. Co ciekawe, dla odmiany, były to badania z zakresu teorii gier, co pokazuje tylko dokąd może zawędrować biologia, gdy przypnie się jej zbyt seksowną etykietkę.
Finalnie w 2011 roku niejaki Jeffrey Morris wraz z kolegami w swoim doktoracie postanowił dolać oliwy do ognia formułując Hipotezę Czarnej Królowej. Cóż to z kolei za potworek? Tym razem postanowiono badać populacje bakterii powracając tym samym do biologicznych korzeni pierwszej teorii. Teza była taka, że o ile każda jednostka dowolnej zbiorowości, w tym przypadku bakterii, potrzebuje pewnych kluczowych funkcji lub zasobów do przetrwania – tutaj akurat jakichś związków chemicznych – możliwe jest, że tylko część populacji zajmie się ich produkowaniem, a pozostałe osobniki po pewnym czasie zatracą ewolucyjną zdolność wytwarzania potrzebnych chemikaliów. I myk. Dzięki temu „bakteryjki-leniuszki” mogą uzupełniać swój genotyp o bardziej zaawansowane funkcje, jeździć Mercedesami i popijać drinki w Miami. Tak, dobrze Państwo podejrzewacie, że czasami do teorii ewolucyjnych dorwie się jakiś socjolog, zazwyczaj samozwańczy, i oczywiście się zachwyci. W końcu ludzie to tylko bakterie w pięknym organizmie społeczeństwa. Jest nawet taki poemacik samego mistrza Beksińskiego.
Tylko dlaczego Czarna Królowa? Otóż całość wzięła się z popularnej w pewnych środowiskach gry w Kierki. Jak wiadomo, Dama Pikowa to karta, której wszyscy chcą uniknąć, ale jednocześnie ktoś ją musi otrzymać. Badania mające potwierdzić Teorię Czarnej Królowej ustaliły, że około 25% populacji musi zachować swoje pierwotne zdolności produkcyjne tudzież odwalać czarną robotę, podczas gdy reszcie takie zdolności będą niepotrzebne. Niestety, rzetelnych opracowań nie sposób przytoczyć, ale po kilku własnych obserwacjach czteroosobowej gry w Kierki ta ostatnia hipoteza została potwierdzona ze stuprocentową zgodnością.
Na polskiej arenie politycznej wybitnym ekspertem od tego typu interdyscyplinarnych mądrości, a również mistrzem nad mistrze we wszelkich grach karcianych jest jakby nieco mniej aktywny ostatnimi czasy Szanowny Pan Janusz Korwin-Mikke. Co prawda, gremia naukowe od lat przestrzegają przed teoriami opartymi na metaforach, ponieważ ludzie mają niespożyte pokłady kreatywności i chętnie odnoszą je do zupełnie niewłaściwych sytuacji. Ale komu to przeszkadza, gdy można robić medialny szum lub zbijać punkciki na radosnych publikacjach naukowych? Dla zainteresowanych śledzeniem dalszej ewolucji karcianych teorii ewolucyjnych podrzucam kolejne hasło: Hipoteza Szarej Królowej A.D. 2018.
2. Kształt serca.
Kojarzycie może Państwo takiego gościa jak Gordon Matthew Thomas Summer? Pewnie tak, tylko pod pseudonimem. Sting. Pewnego dnia jego gitarzysta Dominic Miller wymyślił znakomity riff, nagrał i wysłał do Gordona. Ten chodził w kółko w słuchawkach i po paru godzinach stwierdził, że muzyka sama opowiedziała mu historię do zaśpiewania. W ten sposób powstały kasowy przebój – „Shape of My Heart”.
A o czym on jest?
“He deals the cards as meditation
And those he plays never suspect
He doesn’t play for the money he wins
He don’t play for respect
He deals the cards to find the answer
The sacred geometry of chance
The hidden law of a probable outcome
The numbers lead a dance
I know that the spades are the swords of a soldier
I know that the clubs are weapons of war
I know that diamonds mean money for this art
But that’s not the shape of my heart
He may play the jack of diamonds
He may lay the queen of spades
He may conceal a king in his hand
While the memory of it fades”
No, no. Czyli mamy tutaj karciarza, hazardzistę, który grę traktuje jak mistyczne doświadczenie, poszukiwanie Absolutu, jakichś zaklętych praw, uniwersalnej zasady. Nie zależy mu na wygranej, ale na przeżyciu i na odkryciu.
I kto powiedział, że na pisaniu o kartach nie da się zrobić wielkiego biznesu?
3. Rzecz raz powiedziana.
A wiedzą może Państwo czym jest hapax legomenon? Natknąłem się na to pojęcie przy przeprowadzaniu komputerowych analiz tekstowych. Pochodzi ono z nauk lingwistycznych i oznacza wyrażenie, formę lub słowo występujące tylko raz w danym kontekście lub, pisząc fachowo, w danym korpusie, czyli zbiorze tekstów. Biblia jest tego pełna.
Szczytem czegoś takiego byłoby słowo występujące tylko raz w danym języku. Częściej jednak spotyka się hapax legomenon w odniesieniu do wszystkich tekstów danego autora lub do konkretnego dzieła literackiego.
Coś takiego mogłoby się też przytrafić w licytacji brydżowej. Oczywiście nie mówimy tu o jednej konkretnej odzywce, ale o sekwencji (wyrażeniu), które przytrafi się nam z grubsza tylko raz w życiu, w sezonie, raz jednym z partnerem. Czy to nie jest fascynujące? „Nigdy nie miałem takiej licytacji i pewnie nigdy nie będę jej już mieć!”.
Zaprezentuję Państwu trzy przykłady zbliżone do hapax legomenon z ostatniego meczu ligowego, który grałem z Kubą Kotorowiczem o wejście do Ekstraklasy.
Obie przed.
W | N | E | S |
1BA | pas | pas | 2 * |
pas | 2 | pas | 3♢ |
pas | ? |
2 = kolory starsze.
109xx xx Dxx W10xx.
Czy mieliśmy już kiedyś taką sytuację? Być może. Podobny problem akurat przyszedł naszym kolegom z drużyny… dzień wcześniej.
W tym przypadku możemy powiedzieć 3 lub 4 . Inteligentnym hapax legomenon będzie za to odzywka 3 .
Nasze 2 wskazuje na dysproporcję 2 kart w kolorach starszych. Mówiąc 3 powiemy, że mamy cokolwiek przydatnego w karcie i przynajmniej pełen fit. To wystarczyłoby partnerowi do końcówki z kartą
KWxx AKW10x AW10x –.
Czy mamy na ten zachęcający znak życia to już inna kwestia, ale zidentyfikowaliśmy hapax legomenon.
Niekorzystne.
W | N | E | S |
1BA | pas | pas | 2 * |
ktr. | pas | 3 | pas |
pas | ? |
2 = naturalne.
DWx A10xx xx AKDW.
Odzywka partnera to kolejny przykład tego zjawiska. Musi oznaczać czwórkę i sensowne 7 PC, może 8 PC. Najpewniej asa i króla. Czyli widzimy K i jakiegoś asa. Jeśli jest to A – szanse na 4 są niezłe. Jeśli A – niewielkie, ale nie beznadziejne. Będziemy musieli trochę poczekać, żeby po raz drugi takie coś nam przyszło.
Obie przed.
W | N | E | S |
pas | 2 * | pas | 2 |
pas | 3 | ktr. | ? |
2 = Multi, może być z 5 kart.
xxx A10xx DW9x Kx.
Widzimy, że partner ma kiery, ale co znaczy jego hapax legomenon? To może jeszcze kiedyś się komuś trafiło, ale raczej nie w takim znaczeniu jakie wymyślił Kuba. Ja prostodusznie przyjąłem, że to coś ciekawego w karach. Może Fxx? Może 6-4? Uznałem, że dobrze będzie stworzyć presję na przeciwnikach. Przeciwnik na kontrę miał słabe 18 PC i sporo się męczył po moim 4 . Dał drugą kontrę i zagrali niewychodzące 4 , co przyniosło nam zysk.
Ten hapax legomenon wiąże się z decyzją taktyczną. A co takiego autor miał na myśli? Otóż Kuba miał… singla karo.
Wydaje się, że w opisanych tutaj przypadkach trzeba nieco kreatywności i radzenie sobie z hapax legomenon to wysoka kultura licytacyjna gracza. Na pewno jednak warto sformułować pewną zasadę ogólną: jeśli jakaś nieustalona odzywka może być naturalna to jest naturalna. W pierwszym na przykład przypadku takie znaczenie nie miałoby sensu i 3 jest ostatnią zachętą.
Zapraszam do wypatrywania takich przypadków. Tak naprawdę zdarzają się one na każdym turnieju. Amatorzy często boją się „nieznanej” licytacji. Też uważam, że najlepiej podążać utartymi szlakami, ale brydż kreatywny urasta do rangi sztuki i czasem przynosi owoce.
Dodaj komentarz