ZDARZYŁO SIĘ NAPRAWDĘ

WŁODZIMIERZ KRYSZTOFCZYK

To były piękne dni, naprawdę piękne dni… A licytowało się wyłącznie głosem! Na stole nie było żadnych tam bidding-boxów, o pierniczkach nie wspominając. Były plusy i minusy tej sytuacji…

Na sali zawsze znalazł się jakiś basista, który uprzykrzał życie sędziemu i zawodnikom. Zwykle gościa nie dało się uciszyć! Licytację było „słychać”, a gracze obdarzeni dobrym słuchem korzystali z okazji.

Niektórzy jeszcze pamiętają dźwięk, a właściwie ryk, karnej kontry nie do zniesienia. A te pytania o asy zadawane uprzejmym, pełnym zainteresowania, głosem…

Zawsze po zakończeniu licytacji następował ceremoniał jej powtórzenia. To była cała skomplikowana procedura. Przepisy regulowały precyzyjnie, kto powtarza i…

Aby przeczytać ten artykuł w całości i uzyskać dostęp do pozostałych treści premium zakup subskrypcję

Udostępnij

Komentarze

Dodaj komentarz